sty 11 2004

Bez tytułu


Komentarze: 1

Matka zdrowa. Byłem u niej w szpitalu, zabrała mnie ciotka samochodem.

Zaczęlo się tak:

Umówiliśmy się. Byłem w kościele Kostki przy Wilsona.Wychodzę.  Widzę że jestem spóźniony. Widze, że po drugiej stronie Krasińskiego ciotka właśnie już wyjeżdża, i mnie nie widzi. Krzyczę "Ciotka", ona mnie nie słyszy. W tym momencie gówniarze i gówniary, kwestujace pod kościołem na rzecz WOSP, tuz obok, przy bocznym wejściu do kościola, zaczynają lać i wrzeszczą mi w plecy: Ciotka! A ja biegnę tam, gdzie ona znika w perspektywnie Krasinskiego...

Ale musiała zawrócić, i przejechać koło mnie. Iśmy pojechali.

A na WOSP nawet chciałem dac jakiego groszaka, ale mi przeszło. Na całe życie.

3m sie 0wsiak, fajnych masz ziomali.

Żeby slużyć ludziom, trzeba przynajmniej udawać, że się ich szanuje!

jjjjkkkk : :
11 stycznia 2004, 15:42
przesadzasz ... w koncu to tylko dzieciaki, a swoja droga , facet krzyczacy pod kosciołem "ciotka!" musiał wygladac zabawnie ;)

Dodaj komentarz